czwartek, 14 lipca 2016

5 rzeczy, którymi macierzyństwo mnie zaskoczyło




Kiedy tylko minął pierwszy szok po tym, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zaczęłam zastanawiać się jak to będzie, gdy już na świecie pojawi się moje pierwsze dziecko. Nigdy wcześniej jakoś specjalnie nie interesowałam się tym, jak wygląda życie w modelu 2+1, dobrze mi było z moją niezależnością i małymi przyjemnościami, których sobie nie żałowałam, spontanicznymi wypadami do kina i astronomicznymi kwotami, jakie wydawałam na hurtowe ilości książek, które swoją drogą w większości do tej pory czekają na moment, kiedy w końcu je przeczytam. Moje wyobrażenia o macierzyństwie w dużej mierze opierały się na tym, co zobaczyłam w telewizji (ach, te piękne różowe bobasy w reklamach mleka i pieluch!) i co wyczytałam w kolorowych gazetkach dla przyszłych mam. A tutaj klops, pojawienie się na świecie Brawki nauczyło mnie kilku zaskakujących rzeczy, o których wcześniej nawet bym nie pomyślała.

1. Ciąża to (naprawdę) magiczny stan!
Nigdy nie sądziłam, że za nią zatęsknię. Mimo opuchniętych kostek, wycieczek co pięć minut do toalety na trzy kropelki siku i problemów z zawiązywaniem butów, było fajnie! Tyle zainteresowania i troski nie doświadczyłam nigdy wcześniej. Gdzie się nie pojawiłam, byłam w centrum uwagi. Która z nas tego nie lubi? Po porodzie to niestety się kończy, a na piedestał wskakuje dzidziuś, teraz on jest gwoździem programu na każdym spotkaniu towarzyskim, czy to u babci na urodzinach, czy w sklepie w kolejce do kasy. Mama trochę idzie w odstawkę. Co tutaj ukrywać, po dziewięciu miesiącach gwiazdorzenia ten stan rzeczy trochę smuci.

2. Opieka nad dzieckiem wcale nie jest tak wyczerpująca, jak wszyscy dookoła starają się Ci wmówić!
Nasłuchałam się, jak to przez pierwsze pół roku (albo do osiemnastki mego dziecięcia) będę snuć się ledwo żywa po domu, całymi dniami w piżamie, bo nie będę miała chwili, żeby wskoczyć pod prysznic i ubrać się w czyste ubrania, a kawę będę piła wyłącznie zimną. Guzik prawda, wcale nie jest tak strasznie i da się w miarę normalnie żyć. Przez pierwszy miesiąc życia Dobrawa praktycznie cały czas spała, z przerwami co trzy godziny na jedzenie. Teraz też nie jest źle, choć młoda wymaga już o wiele więcej uwagi, bo interesuje ją wszystko, choć najbardziej nadal ja. Matka to taka istota, która do wszystkiego się przyzwyczai, nawet do nocnego wstawania na przysłowiowego cycka i rano wcale nie jest zmęczona. Kto by pomyślał, że mówi to dziewczyna, która jeszcze kilka lat temu w sobotę lubiła spać do południa.

3. Wcześniej nie lubiłaś dzieci? To nic, i tak dopadnie Cię pieluszkowe zapalenie mózgu!
Nazywam tak stan, kiedy każdy zakamarek Twojego umysłu wypełnia... dzidziuś. Ja mówiłam, że mi to nie grozi, przecież to nie jest możliwe w przypadku osoby, która posiada hobby i nocami potrafi dyskutować o ostatnich wydarzeniach ze świata (i pudelka). Myliłam się i okazuje się, że ja też godzinami mogłabym rozmawiać o pielęgnacji niemowlaka i rozszerzaniu diety, zdarza mi się wzruszać na reklamach, gdzie słodkie bobasy wyciągają swoje pulchne rączki, co by je przytulić. Przy bezdzietnych znajomych gryzę się w język, ale już na facebookowych grupach tematycznych zdarza mi się sobie pofolgować i rozpisuję się o tym, które pieluszki są najfajniejsze, i dlaczego. Spoko, chyba już tak musi być. Mam tylko nadzieję, że moje zapalenie kiedyś minie i znowu będę potrafiła rozmawiać o rzeczach dużych i ważnych ;)

4. Nie planuj niczego, bo dzidziuś Cię wykiwa!
Ja miałam wszystko zaplanowane i dałabym sobie rękę uciąć, że będę trzymać się tego planu za wszelką cenę, wszak przeczytałam i wiedziałam, co będzie najlepsze dla mojego dziecka. Szybko okazało się, że plany lubią się wysypywać, a gorliwe przywiązanie się do nich powoduje dziką frustrację i złość. Miałam nie podawać smoczka - złamałam się już w szpitalu, kiedy Brawka nie potrafiła leżeć spokojnie pod lampami. Na moje szczęście i tak go zbytnio nie polubiła, więc teraz już go praktycznie nie używamy. Miałam trzymać się planu dnia, wszak dzidziusie lubią rutynę. Tylko co zrobić, gdy ostatnimi dniami dzidziołek za cholerę nie uśnie w sypialni, za to na narożniku w salonie, przy mrygającym telewizorze śpi w najlepsze? Na początku byłam twarda, robiłam tak, jak to sobie wcześniej wymyśliłam, choćby to za bardzo nie działało. Ostatnio odpuściłam. I wiecie co? Ulżyło mi. Niech żyje elastyczność i improwizacja!

5. Strach będzie towarzyszyć Ci już zawsze...
Wystarczy, że mała zakaszle, a w mojej głowie wyświetla się film, czy to nie zapalenie płuc i czy zaraz nie wylądujemy w szpitalu. Młoda szarpie się przy piersi? To doskonały powód, aby zacząć się martwić, czy na pewno się najada, a mi nie brakuje mleka. Mignie gdzieś wzmianka o hospicjum dla dzieci, a mi chce się płakać na samą myśl o tym, że mogłoby nas spotkać coś okropnego... Strach o dziecko jest obezwładniający, nigdy wcześniej nie czułam nic takiego. Tłumaczę sobie, że to fizjologia, która w razie realnego zagrożenia wyzwoli we mnie siłę, by za wszelką cenę walczyć o tę istotę, którą sprowadziło się na ten świat. Tylko dlaczego jest to tak mało przyjemne i cały czas siedzi gdzieś z tyłu głowy? Obawiam się, że tak będzie już zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daj znać, co o tym myślisz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...