wtorek, 23 sierpnia 2016

Matka piecze: pyszny placek, na wypadek niespodziewanych gości







Czasami są takie dni, że choćby nie wiem co, musisz wciągnąć coś słodkiego, bo inaczej wszyscy w twojej okolicy źle skończą. Czasami jest też tak, że do twoich drzwi niespodziewanie pukają znajomi, a ty właśnie wyjadłaś ostatnie ciasteczka z kuchennej szafki i nie masz czym ich poczęstować do kawy. Ten placek uratuje twój honor, a do tego gwarantuję, że jest prze-pysz-ny! Nie będziesz mieć problemu z jego wykonaniem, bo w jego skład wchodzą same podstawowe składniki, a jego przygotowanie jest ekspresowe. Gotowi na przepis? Go!

sobota, 20 sierpnia 2016

Wyprawka noworodka, czyli czego NIE kupować



Wiesz, że spece od marketingu podskakują radośnie do góry, gdy tylko dowiedzą się, że oczekujesz na narodziny, szczególnie pierwszego, dziecka? Dobrze wiedzą, że wydasz absolutnie każde pieniądze, aby było mu komfortowo, wygodnie i pięknie jak w bajce (trochę o tzw. pieluszkowym zapaleniu mózgu wspominam tutaj). I będą starali się udowodnić, że nie uda ci się osiągnąć tego stanu, bez tych wszystkich pierdół, które wyrzucisz do kosza od razu po tym, gdy na własnej skórze (a raczej skórze dziecka) zorientujesz się, że nadają się tylko do tego, aby zbierać kurz, oraz zagracać i tak kurczącą się niemiłosiernie po porodzie przestrzeń. Im jestem starsza i bogatsza o pewne doświadczenia, przekonuję się raz za razem, że mniej znaczy więcej, i naprawdę, daję sobie rękę uciąć, w kwestii wyprawki dla noworodka ta zasada także się sprawdza. Zdaję sobie sprawę, że skoro upatrzyłaś sobie tę piękną podusię do łóżeczka i zestaw czterech startowych butelek do karmienia w promocyjnej cenie, to pewnie i tak je kupisz, w końcu często pierwszy raz w życiu, pod pretekstem wicia najlepszego gniazda dla swojego maleństwa, jesteś usprawiedliwiona z wydawania tych astronomicznych, nieograniczonych kwot, i co najlepsze  nikt nie zarzuci ci, że wydałaś je na głupoty. Gwarantuję, kac moralny przyjdzie później, za jakieś kilka miesięcy, kiedy już twoje maleństwo będzie na świecie. Jeśli wolałabyś go jednak uniknąć, skreśl z wyprawkowej listy zakupów przynajmniej poniższe rzeczy.


sobota, 13 sierpnia 2016

Historia mojego porodu: Narodziny Pawełka. Milicz.


Mam na imię Natalia, mam 19 lat, ponad pięć miesięcy temu na świat przyszedł mój pierwszy syn, Paweł. Rano 17-go lutego pojechałam do szpitala na kontrolne badanie i usłyszałam, że nie widać żadnych skurczów, a rozwarcie jest minimalne, na jeden palec. No to trudno, trochę zawiedzeni pojechaliśmy z mężem do sąsiedniego miasta na kawę i długi spacer, postanowiliśmy miło spędzić te ostatnie chwile tylko we dwoje. Zaczęłam plamić. Zadzwoniłam do lekarki, ale ta mówiła, że to normalne na tym etapie ciąży. Wieczorem wróciliśmy do domu, wykąpałam się i zaczęliśmy z mężem „wyganiać” Małego na świat, bo to był już drugi dzień po terminie z USG, a my już nie mogliśmy się go doczekać. Następnego dnia rano czułam się jak nowo narodzona, zjadłam pyszne śniadanie i poszliśmy z mężem na spacer po okolicy. Wracając pobolewał mnie brzuch, ale nie przejęłam się tym zbytnio, to normalne że pod koniec dziewiątego miesiąca ciąży chyba każda przyszła mama musi sobie na coś ponarzekać, w końcu taki duży brzuszek to spore obciążenie dla organizmu. Po obiedzie nadal byłam w pełni sił, więc zaprosiliśmy znajomych na kawę, a po odpoczynku ból brzucha minął, więc myślałam, że to jednak jeszcze nie to.  Po godzinie osiemnastej mąż wyszedł na chwilę do lekarza, ja zostałam sama w domu i zaczęłam czuć delikatne skurcze. Delikatne, ale częste i regularne, co 8 minut. Napisałam do Ł. SMS-a "Idę się kąpać, boli mnie brzuch. Kocham Cię." . Okazało się, że po prysznicu skurcze nie ustały, a wręcz nasiliły się. Teraz już wiedziałam, że to TO. Kiedy mąż wrócił do domu i zorientował się co się dzieje, kazał mi zjeść kolację, więc o dwudziestej jadłam jeszcze parówki  :)  Jego wysłałam do sklepu po napoje i czekoladę, miały się przydać na porodówce. Nauczona doświadczeniem, następnym razem będę miała plecak z wodą i przekązkami przyszykowany już zawczasu, razem z torbą do szpitala.  O 20.40 zadzwoniłam po mojego tatę, bo skurcze było już co 4 minuty. Finalnie w drogę do szpitala wyruszyliśmy o 21:00 (trochę to trwało, bo musiałam się sturlać na dół z drugiego piętra ;)