sobota, 13 sierpnia 2016

Historia mojego porodu: Narodziny Pawełka. Milicz.


Mam na imię Natalia, mam 19 lat, ponad pięć miesięcy temu na świat przyszedł mój pierwszy syn, Paweł. Rano 17-go lutego pojechałam do szpitala na kontrolne badanie i usłyszałam, że nie widać żadnych skurczów, a rozwarcie jest minimalne, na jeden palec. No to trudno, trochę zawiedzeni pojechaliśmy z mężem do sąsiedniego miasta na kawę i długi spacer, postanowiliśmy miło spędzić te ostatnie chwile tylko we dwoje. Zaczęłam plamić. Zadzwoniłam do lekarki, ale ta mówiła, że to normalne na tym etapie ciąży. Wieczorem wróciliśmy do domu, wykąpałam się i zaczęliśmy z mężem „wyganiać” Małego na świat, bo to był już drugi dzień po terminie z USG, a my już nie mogliśmy się go doczekać. Następnego dnia rano czułam się jak nowo narodzona, zjadłam pyszne śniadanie i poszliśmy z mężem na spacer po okolicy. Wracając pobolewał mnie brzuch, ale nie przejęłam się tym zbytnio, to normalne że pod koniec dziewiątego miesiąca ciąży chyba każda przyszła mama musi sobie na coś ponarzekać, w końcu taki duży brzuszek to spore obciążenie dla organizmu. Po obiedzie nadal byłam w pełni sił, więc zaprosiliśmy znajomych na kawę, a po odpoczynku ból brzucha minął, więc myślałam, że to jednak jeszcze nie to.  Po godzinie osiemnastej mąż wyszedł na chwilę do lekarza, ja zostałam sama w domu i zaczęłam czuć delikatne skurcze. Delikatne, ale częste i regularne, co 8 minut. Napisałam do Ł. SMS-a "Idę się kąpać, boli mnie brzuch. Kocham Cię." . Okazało się, że po prysznicu skurcze nie ustały, a wręcz nasiliły się. Teraz już wiedziałam, że to TO. Kiedy mąż wrócił do domu i zorientował się co się dzieje, kazał mi zjeść kolację, więc o dwudziestej jadłam jeszcze parówki  :)  Jego wysłałam do sklepu po napoje i czekoladę, miały się przydać na porodówce. Nauczona doświadczeniem, następnym razem będę miała plecak z wodą i przekązkami przyszykowany już zawczasu, razem z torbą do szpitala.  O 20.40 zadzwoniłam po mojego tatę, bo skurcze było już co 4 minuty. Finalnie w drogę do szpitala wyruszyliśmy o 21:00 (trochę to trwało, bo musiałam się sturlać na dół z drugiego piętra ;)

Gdy dotarliśmy na izbę przyjęć Powiatowego Szpitala w Miliczu, na oddział przyjmowana była inna dziewczyna z podobnym terminem do mojego, więc  musiałam chwilę spędzić w poczekalni. Na pierwsze piętro dotarłam około godziny 22:00, a zanim skończyłyśmy  z pielęgniarkami  całą papierologię (osobiście uważam, że jest jej stanowczo za dużo) była godzina 22.30. W trakcie badania na fotelu ginekologicznym usłyszałam, że musi być piękne rozwarcie, bo widać już pęcherz płodowy i faktycznie, było 6 cm. Później spotkało mnie coś, czego chciałam uniknąć. Chciałam aktywnego porodu, chciałam móc spacerować, a zostałam na stałe podpięta pod KTG. Mąż i tata pojechali do domu, a ja nudziłam się na tym łóżku jak mops.  Około godziny 23.00 przeniesiono mnie na porodówkę i kazali się położyć, usłyszałam, że zaczynamy rodzić . Jak to? Przecież nawet nie odeszły mi wody, pomyślałam, a tu hop, zdziwienie i w tym momencie jednak odpłynęły... Niestety Małemu zaczęło skakać tętno, a ja zapomniałam jak się oddycha (wiem, wydaje się to niemożliwe, a jednak). Błagałam o cesarkę, a oni błagali mnie żebym parła, ale jak miałam to robić, skoro nie czułam skurczów?  Nagle zapadła decyzja o cc. Pamiętam przejście na stół operacyjny i pytanie anestezjologa ile ważę, potem maseczkę na ustach i odpłynęłam… Obudziłam się około 1:00 w nocy, napisałam do Ł., że miałam cesarkę. Zapytałam położną ile Mały miał punktów (9/10), a potem znowu zasnęłam. Pawełka dostałam do siebie o 8.30 rano, od razu przystawiłam go do piersi. Tak właśnie zaczęła się nasza wspólna przygoda. A opiekę w Powiatowym Szpitalu w Miliczu polecam i co was może zdziwi – tamtejsze smaczne jedzenie też ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daj znać, co o tym myślisz.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...